Strona Tajnych Współpracowników MSW PRL
Judasz Iskariota, Włodzimierz Lechowicz, Brutus czy Kim Philby ?
Przychodzi Tajny Współpracownik do sklepu elektrycznego i pyta o lodówkę. "Sowieckim szpiegom nie sprzedajemy" odpowiada sprzedawczyni. TW odchodzi ze skwaszoną miną. Następnego dnia przychodzi jako Aleksandr „capo di tutti capi” Kwaśniewski i pyta o to samo. Bez skutku. Dwa dni później ponawia próbę już jako Leszek Balcerowicz. „Zmykaj szpiegu” słyszy. Po czym mnie poznałeś? Pyta zdumiony TW. „To nie jest lodówka, tylko pralka” odpowiada pracownik sklepu.
Na parking strzeżony, gdzie pracuje były Zomowiec przyjeżdża lśniąca limuzyna typu Mercedes 500 z której wytacza się w garniturze od Armaniego świetnie wyglądający Tajny Współpracownik. Zomowiec przeciera oczy ze zdumienia i wreszcie wykrztusza: te, Aleksandr, jak ty to robisz, że masz tyle kasy? To proste – odpowiada z dumą w głosie TW – biorę łapówki za to, że nie donoszę. Ale przecież od 1990 mamy wolną Polskę…zauważa zomowiec. Ci co mi płacą nic o tym nie wiedzą – odpowiada rezolutnie TW.
(NN) | TW "Grażyna" |
(NN) | TW "Gustlik" |
Dorota Katarzyna Pawłowska | TW "Tomek" |
Robert Luśnia | TW "Nonparel" |
TW "Suka" |
Robert Luśnia TW "Nonparel": Redaktor "Ucznia Polskiego" i jedyny ujawniony członek redakcji posługujący się pseudonimem "Jar Śliwnica". Do redakcji trafił ze skrzynki pocztowej Andrzeja Czumy wprowadzony przez Wojciecha Ciszewskiego 2, który wkrótce potem złożył podanie o pracę w regionie Mazowsze NSZZ "Solidarność" właśnie na jego ręce. Autor opublikowanego w grudniu 1981 w "Uczniu Polskim" artykułu "My albo oni". Redaktor "wiadomości dnia", "Głosu". Podejrzewam, że sprzedał powielacz, który nareperowałem i przekazałem Ciszewskiemu. :( Odmówił - jak twierdzi - współpracy w 1988 w związku ze śmiercią bł. ks. Jerzego Popiełuszki. 1988? Popiełuszko? Coś sie nie zgadza.
TW "Suka": Bardzo dziękuje. To osoba będąca w bardzo trudnej sytuacji, szantażowana i nękana NIC nie powiedziała bezpiece. Przykład uczciwości i hartu ducha.
TW "Tomek" Dorota Pawłowska (tekst w opracowaniu)
To się stało nagle. Głowa zaczęła boleć, potem ręce i nogi, a już po 30 metrach oddech stał się krótki i pot spływał strużką po skroniach i brzuchu. „Nie przeszkadza ci zapach, kroję cebule?” – usłyszałem pytanie z kuchni i poczułem intensywny zapach mandarynek i cynamonu. Nie zdążyłem odpowiedzieć kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi i przebijając się przez ciężkie, ale miło pachnące świętami powietrze otworzyłem drzwi. W drzwiach w oparach asfaltu i siarki stał Andrzej Łapiduch z jakąś cegłą w ręku. „Grippex max zawiera dodatkową substancję udrażniającą układ oddechowy – 2 tabletki co 6 godzin a do tego na śniadanie masz tutaj omegę 3 na odporność. Dodatkowo przyniosłem ci książkę, która leżała pomiędzy „Satanizmem dla niewtajemniczonych” Nergala a „Etyką biznesu” Krauzego. Księgarnia chciała jej się pozbyć, bo nikt jej jeszcze nie kupił. Podobno człowiek który zaczął ją czytać umarł na miejscu, a w znanej krakowskiej księgarni grupa klientów oglądających tę pozycje zamieniła się w głośno ryczące osły, które zanieczyściły księgarnie i pogryzły klientów.. Mierzyłeś gorączkę?”. 39 i 9… rano. „Tylko mnie nie zaraź.. Zmykam”. Pozdrów swoją żonę i moje dzieci, dziękuje za pomoc powiedziałem i ciekawie zerknąłem na okładkę książki. Kiedy moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem podstarzałego dżina pochodzenia śródziemnomorskiego trzasnęły drzwi. Zapach smoły i siarki stał się intensywniejszy. Dżin miał spore zakola, wyjątkowo długi nos, grube niemodne okulary i ewidentnie fałszywy uśmiech, a książka ważyła dobre 2 kilogramy. Starając się nie stracić równowagi dotoczyłem się do łóżka i padłem na materac. Książka otworzyła się sama na kolekcji zdjęć – tylnia część ciała jakiejś kołchoźnicy, co najmniej 200 cm w obwodzie i tzw. „gruźliczanka” czyli aparat do ulicznego wyrobu wody sodowej popularny w Rosji i Polsce w latach 60’ i 70’, aparat PZPR pije wódkę, grupa ludzi z opaskami AK chyba na „Marszu żywych”, obok Kuronia i Michnika… „Opinia Krakowska” Krzysztofa Gąsiorowskiego i „Rejestr wniosków” Andrzeja Mazura, dalej Andrzej Szomański, kilka wydawnictw drugiego obiegu raczej marnej jakości i demonstracja którą w Krakowie zorganizował Krzysztof Gąsiorowski a do której dojechał Papież Jan Paweł II, ucieszony najwyraźniej, że Gąsiorowski go dostrzegł i wysłał mu jakieś balony, wyciąga ręce aby je złapać… Pot gorąca strugą płynie mi po plecach i głowa nie przestaje boleć. Biorę pierwsze dwa gripexy i zaczynam czytać. Pierwsze słowo książki to „aresztowany”, a tytuł „Lustracja”, chyba fałszywy, bo już po kilku słowach wiem, że trafiłem na prawdziwy skarb – czysty brylant polskiej Niepodległości. Mowa tu o Obywatelu Niepodległość. Właściwie od początku Autor staje w pozycji osoby wszystkowiedzącej, jak na prawdziwego Obywatela Niepodległość przystało. „Gorszy od terroru fizycznego jest terror moralny.” – pisze Autor, a wcześniej oznajmia: „Zwyciężyliśmy”. Książka jest napisana językiem prostym. Jeśli ktoś miałby wątpliwości kto kogo zwyciężył, to już na stronie 14 pojawiają się liczne i bogate, czasem wielostronicowe cytaty z Gaziety, które podbudowują koncepcje Obywatela Niepodległość. Michnik, Milewicz, Michnik, Olejnik, Geremek i tak w kółko cała ta radykalna prawica niepodległościowa. Wyobraźcie sobie, jaką fortunę musiał Obywatel Niepodległość wydać na złotoplatynową licencje firmy gazieta na cytowanie jej pracowników. I to wszystko z miłości do nas, Polaków.
Obywatel Niepodległość udziela wielu rad:
|
|
Szliśmy mała uliczką w centrum Warszawy. Lipiec 1944 był bardzo upalny. Kolumny wycieńczonych, nieogolonych i brudnych żołnierzy niemieckich w bardzo zeszmaconych mundurach przesuwały się na Zachód. Dudnienie frontowych dział było słychać coraz lepiej. W końcu odważyłem się. „Mam ją” – powiedziałem cicho - „Nie pozwolili mi nosić żelaza, ale będę nosił pocztę”. „Nie mogę Wojtek, matka by mnie zabiła. Poza tym i tak mam słabe oczy” – powiedział Obywatel Niepodległość i spuścił wzrok. „Ale dojadę do was później, jeśli Powstanie naprawdę wybuchnie. Wiem, gdzie można zdobyć czołg. Trzeba być realistą, czołg to więcej niż Twoja parabelka i te kilka naboi. I ja wtedy na tym czołgu od razu zostanę oficerem, a może nawet generałem, jak Twój tata.” Nie pójdzie na naszą zbiórkę. Nie założy biało czerwonej opaski AK… „Nie będziesz Akowcem, nie wyzwolisz Warszawy, nie rozbroisz Niemców..” „Daj spokój, Wojtek”…. Duszno mi, odpływają postacie ze snu… Teraz jestem znowu sobą, mam 18 lat i ubrany jestem w wieśniackie spodnie od garnituru i cudze kalesony, koszulę z lat 60 w stylu beatles czy biało-czarni pamiętającą jeszcze chyba Elvisa Presleya i Helenę Vondrackovą. To wszystko trzymają razem szelki, rodem jakby z koszmaru. Dary mojego nowego taty, inżyniera M. w którego mieszkaniu na warszawskich Jelonkach ukrywam się. Na ulicy jest zimno, może minus 20, może minus trzydzieści stopni. Zima 1981. Nagle naprzeciw mnie wyrasta Królik – kolega, którego widziałem kilka dni temu na zebraniu FMS. „Królu, kochany Królu pomóż mi. Ukrywam się”. Ironiczne spojrzenie. „Mamy Stan Wojenny” – oznajmia z uśmiechem Królik – „Wszystko się zmieniło. Gdybym Ci pomógł, to mógłbym pójść do więzienia…A wtedy to miałeś rację. Mówiłeś, że musimy się przygotować. To dlaczego się nie przygotowałeś? ”
Obudziłem się kompletnie pozbawiony tlenu. Głowa bolała niemiłosiernie.. Pierwszym ruchem jeszcze w półśnie wyczyściłem nos. Poczułem silny zapach siarki bijący od książki leżącej koło łóżka. Nie tak zle ze mną, jeśli czuje zapachy pomyślałem i wczołgałem się do salonu po gripex, przepraszam gripex max. Jeszcze tylko łyk kawy i termometr. 38.00 digitalne C. Nie jest żle, zdrowieje. Zapach smoły i siarki stał się intensywniejszy. Pokonując obrzydzenie otwarłem książkę na oryginalnej karcie współpracy agenta SB Leszka Moczulskiego z bezpieką uplasowaną obok książki oficera SB o KPN i fotografii zapytania w języku niemieckim Zygfryda Hanffa o losy jego folkslisty. Takie ułożenie dokumentów ma chyba u przeciętnego czytelnika wywołać wrażenie niemożliwości.. Zaraz potem słabo opisane zdjęcie przedstawiające agentów SB w KPN. Panie agentki bardzo atrakcyjne.. Medal od generała Abrahama, pielgrzymka kombatantów AK i wreszcie sam Leszek Moczulski w opasce AK. Takiej samej w której ginęli koledzy mojego Ojca… Poniżej podpis: „Leszek i Majka na pielgrzymce AK ( w Armii Krajowej służyli ich rodzice ).” I olśnienie. Agenciaki pozbawione zdolności honorowej po prostu przystosowują się do otoczenia. I agentofilowi Maciejowi Gawlikowskiemu z kompletnie przeźroczystego dla bezpieki krakowskiego ośrodka KPN zupełnie to nie przeszkadza, że w 1987 czy 1988 byli przeźroczyści. Nie stawiają sobie pytania: dlaczego tak było? Nie padają żadne pytania o Stefana Dropiowskiego, Krzysztofa Gąsiorowskiego czy tuzin innych TW z Krakowa. Kompletnie nieprawdziwe przedstawianie się jako kombatanta stanu wojennego też tego typu ludziom przychodzi wyjątkowo łatwo, tak jak Leszkowi Moczulskiemu przyszło założenie opaski organizacji, do której nigdy nie należał. „Dla SB prawda i fałsz, prawo bezprawie miały równą wartość” (35). W tym, szczególnym przypadku maskirowki pod warunkiem dodania przed literki SB słowa: „szpicli” zgodzę się z Obywatelem Niepodległość.
Obywatel Niepodległość prezentuje poglądy sprzeczne z powszechnie dostępną wiedzą historyczną: 1. „Wydarzenia polskie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych rozwijały się niezależnie od rozpaczliwych wysiłków bezpieki” (469) 2. „Niepokój ubeka budził jeden fakt: agentów wpływu udało się umieścić tylko przy Czumie i Ziębińskim, gdy Moczulski pozostaje poza kontrolą: kolejne próby by zaopatrzyć go w anioła stróża skończyły się fiaskiem.” (273)
3. „Na początku byliśmy wszyscy razem.” (197)
4. „Byli tacy ubole, co zielenieli ze złości, jeśli podczas rewizji nic istotnego nie udało się znaleźć, ale zdarzali się i tacy, którzy odwracali głowę, gdy podchodziliśmy do sterty znalezionych papierów i znajdowaliśmy najważniejsze, by je ukryć w przeszukanej już szufladzie.” (332)
I na końcu Pik Kommunizma działalności bandy prowokatorów KPN-SB: „ otóż podczas przerwy w obradach Czuma miał podglądnąć w toalecie, że jeden z uczestników zjazdu uruchamia niewielki magnetofon. Powiadomił o tym tylko kilka osób spośród niezdecydowanych (..). Nie wiem, czy epizod był prawdziwy, czy ktoś go sobie wymyślił. Pomówioną osobę znałem na tyle dobrze, że zarzut uważam za niewiarygodny. Jeśli jednak Czuma zauważył coś podejrzanego, powinien był to natychmiast ujawnić. Tylko w taki sposób można było wyjaśnić sprawę, ewentualnie zdemaskować agenta. Byliśmy w stanie przeprowadzić to swobodnie, nawet gdyby doszło do konieczności rewizji osobistej. Obrady odbywały się w miejscu całkowicie bezpiecznym, bo w Sali katechetycznej obszernego domu zakonnego przy kościele na ul. Skaryszewskiej w Warszawie.” (269)
Ciekawe, że pojawiający się na XXX-leciu Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (jako szpicel) w roku 2007 Obywatel Niepodległość mówi o tym, że wydał polecenie agentowi SB TW „Historykowi” Andrzejowi Szomańskiemu aby ten dla prasy zachodniej rejestrował przebieg rozmów nn i że o nagrywaniu tajnych rozmów wiedział.
I na koniec jeszcze jedna uwaga do punktu 2. Jak wynika z akt SB (SOR „Hazardziści” i inne) bezpieka prosiła wielokrotnie wielu swoich agentów aby pomogli Leszkowi Moczulskiemu. Czyżby machina Służby Bezpieczeństwa w PRL była niespełna rozumu? A może to wyjaśnia dramatyczne pytanie, jakie stawia Obywatel Niepodległość na stronie 281: „Co się stało, jak do tego doszło, dlaczego miłość zmienia się w nienawiść, zaufanie w oskarżenie?”
„Po rozłożonych na sędziowskim stole teczkach przesuwa się blask słońca” (454)
Mam nadzieję je również zobaczyć. Zgłosiłem chęć wzięcia udziału w sprawie agenta SB TW „Lecha” Leszka Moczulskiego jako świadek.
|
|
„Solidajnooooś, Soidarnoooośśśśśśśśśś..” dudni w całym pawilonie. Zniekształcone słowa docierają poprzez blendy i kraty do małej celi w pawilonie MSW w której na dolnych częściach piętrowych łóżek siedzi kilku mężczyzn. „Zrobicie, co będziecie chcieli, ale ja jestem realistą. To i tak nic nie da. Poza tym jako wasz przywódca muszę się dobrze odżywiać, aby być w formie. Kiedy Breżniew do mnie zadzwoni nie mogę zemdleć, ani okazać słabości. Pablo mnie rozumie, prawda Pablo…” W miarowy szum „Soiiidaiiinooo” powoli wchodzą inne dźwięki. Koń melduje: „Atanda!” i jednocześnie słychać odgłos pałek uderzających o schody. „Leszek, to dla nas ważne, abyś był razem z nami…” „Nie mogę chłopcy. Mam inne, ważniejsze zadanie do spełnienia. Bądźcie realistami. Nic nie wskóracie. Widzieliście tego małolata z dwójki co uciekał przez pralnie. Może on nie będzie mógł już chodzić całe życie. A i tak im nie uciekł. Stąd nie ma ucieczki.” Nagle przyśpieszenie. Zgrzyt zamka i widok fortepianu w kaskach i z pałami. To nie kalifaktorzy, to atanda. „Witam kierownictwo KPN. Ci, co zamierzają przestać żreć na korytarz” – Oddziałowy zwany „Świniakiem” w masce przeciwgazowej wygląda wyjątkowo obleśnie. Powoli, jakby ociągając się wychodzą wszyscy poza jednym. Obywatel Niepodległość widzi zamykające się drzwi celi. I cichnący wrzask „Świniaka”: „A teraz grzanie, dobre grzanie…” i krzyk.. Budzę się zlany potem. Słyszę jeszcze w głowie stuk głowy Tadka Stańskiego obijającej się o metalowe schody… W całym pokoju śmierdzi siarką i potem. Poduszka jest mokra. Mam gorączkę. Zasypiam ponownie. „Jeszcze po kropelce, jeszcze po kropelce bo prawica jest w butelce”… Śmiech. „Nie ma prawicy, teraz rządzim MY ….” „Bo Jurek naszym przyjacielem jest, bo Jurek naszym przyjacielem jeeeezd, bo Jurek naaaaaszym przyjacielem jeeeeeeeeeeeezd, bo askiernia żyje pośród nas… A teraz losowanie lotu na Mauritius…. Los 33…. Głośna muzyka w stylu późnego Gierka. To imieniny Jerzego Jaskierni: 23 kwietnia 2011, godzina 18.00, warszawski " Dom Chłopa ". Obecni: b. prezydent Aleksander Kwaśniewski, b. premier Józef Oleksy, b. premier Leszek Miller, poseł Tadeusz Iwiński, b. minister Zbigniew Siemiątkowski wraz z liczną grupą przyjaciół z UOP, poseł Karol Karski. Obywatel Niepodległość dyskutuje z z b. ministrem finansów Rządu Emigracyjnego Jerzym Ostoją-Koźniewskim: „Jesteśmy sobą, realistami. Ugiął się nawet Tadeusz Kościuszko… „Jeszcze po kropelce, jeszcze po kropelce, bo prawica jest w butelce”… Śmiech. Ktoś nagle wymiotuje pod stołem. „A pan jest znajomym Zbycha..” pyta mnie mocno pijana tęga brunetka „Jestem Ania Grodzka z Krakowa”… Budzę się natychmiast. Te sny przestają być śmieszne. Jestem już prawie zdrowy. 37.7 C pokazuje termometr.
Obywatel Niepodległość opowiada :
Tekst jest kontynuacją wczesniejszych postów, które znajdują się tutaj:
Czerwonym kolorem oznaczone są osoby pracujące na szkodę organizacji. Bez całościowej dekomunizacji (ujawnienie agentury WSI) nie jest możliwa ocena wszystkich znanych nam zdarzeń. Teczki konfidenta SB TW „Lecha” Leszka Moczulskiego to oczywiście nie SOR „O” tylko SOR „Oszust”/”Oszuści”.
Leszek Moczulski „Lustracja”, Wydawnictwo Rytm 2001
|
|
Wielki lęk: Jak Polacy boją się agentów i ich kontynuatorów
Na parking strzeżony, gdzie pracuje były Zomowiec przyjeżdża lśniąca limuzyna typu Mercedes 500 z której wytacza się w garniturze od Armaniego świetnie wyglądający Tajny Współpracownik. Zomowiec przeciera oczy ze zdumienia i wreszcie wykrztusza: te, Leszek, jak ty to robisz, że masz tyle kasy? To proste – odpowiada z dumą charakterystycznym, nieco podobnym głosem do przesuwania styropianu po szkle TW – biorę łapówki za to, że nie donoszę. Ale przecież od 1990 mamy wolną Polskę…zauważa zomowiec. Ci co mi płacą nic o tym nie wiedzą…
Fronda.pl: Dlaczego tak ostro zaatakował Pan Macieja Gawlikowskiego za
film o Konfederacji Polski Niepodległej? W rozmowie z nami powiedział,
że Piotr Gontarczyk „niemal obrzucił go wyzwiskami bez odnoszenia się do
meritum tego dokumentu”?
Piotr Gontarczyk*: Pan Gawlikowski, nazywając rzecz możliwie
najdelikatniej, po prostu mija się z prawdą. Nie obrzuciłem go żadnymi
wyzwiskami, tylko ostro skrytykowałem jego film na pokazie
zorganizowanym w klubie Ronina, stawiając mu zarzut fałszowania
historii. Sala była pełna, więc jak Gawlikowski ma kłopoty z pamięcią,
to może spytać świadków. Zdanie w pełni podtrzymuję: to film po prostu
chybiony.
Co
to znaczy „chybiony”?
Konfederacja Polski Niepodległej to bardzo ważne ugrupowanie w naszej
historii. Zdecydowany antykomunizm i jednoznaczne artykułowanie
konieczności odzyskania niepodległości powodują, że jest mi ona znacznie
bliższa niż znaczna część tzw. konstruktywnej opozycji. Konfederatom ten
film się należał i szkoda, że powstał on dopiero 20 lat po upadku muru.
Ale film Gawlikowskiego to zmarnowana szansa. Sposób, w jaki ukazano, a
raczej zakłamywano w nim historię jest dla mnie kompletnie nie do
przyjęcia.
Co
Pan konkretnie zarzuca Maciejowi Gawlikowskiemu?
Pan
Gawlikowski, co nie jest nowością, jest bardzo mocno emocjonalnie
zaangażowany po stronie Leszka Moczulskiego. Już kilka lat temu
przekonałem się, że emocje są u niego w tej sprawie tak duże, że nie
jest on w stanie przyjmować faktów niezgodnych ze swoimi poglądami. W
imię swoich sympatii pozwolił sobie na to, by manipulować historyczną
rzeczywistością. Tyle słyszę narzekań prawicowych publicystów, że lewica
bez przerwy kłamie i fałszuje historię. „Jak Kalemu ukraść krowę, to
źle, ale jak Kali kraść, to dobrze?” Ja się na tak ą filozofię nie
zgadzam. Prawda jest prawdą i musza ją szanować wszyscy. Trzeba
oddzielić własne poglądy od rzeczywistości. Jak nie umie, niech sobie da
spokój z historią.
Gawlikowski powiedział, że wielokrotnie czytał teczkę TW „Lecha” i
tak dziwnych dokumentów jeszcze nie widział. A Pan czytał te akta? Tak, znam te dokumenty. Mało tego, znam też dokumentację Sądu Lustracyjnego. Dla mnie sprawa agenturalnej współpracy Moczulskiego w świetle tych materiałów nie przedstawia żadnych wątpliwości.
Prawdziwie polskim fenomenem jest wyjątkowa rola agentów w życiu publicznym. Jeden szpicel ma tutaj lotnisko swojego imienia, drugi był premierem i reprezentuje Polskę na forum Unii Europejskiej, jeszcze inny jest od wielu lat ministrem. Gdy wspomniałem o agentofilach przy okazji opozycyjnej „Głodówki dla Historii” utraciłem prawo publikacji na portalu niepoprawni.pl, a na Salonie 24 już po kilku postach umieszczonych pod artykułem „Zapomniany Emil Barchański” większość postów w części mojego autorstwa, a w części napisanych przez życzliwych mi internautów, została usunięta lub przynajmniej zwinięta. I tak na rzekomo niezależnych forach agenci i agentofile mają prawo się wypowiadać a ich ofiary mają milczeć, jak w przeszłości. Agentofile nie są historykami, nie szukają też prawdy. Nie ma żadnego racjonalnego powodu aby okazywać im szacunek lub poparcie. A jednak zarówno władze państwowe, instytucje państwowe jak IPN pokazują się wspólnie z agentami i ich asystentami. Przyjrzyjmy się jednej grupie agentofili: osobom „powołanym” przez Roberta „Leszka” Moczulskiego TW Lecha do grona „historyków”: Maciej Gawlikowski, Krzysztof Król, Mirosław Lewandowski ( ma prokurę - to agentofil-rezydent), Paweł Wielechowski. O ile wiem, żaden z nich nie jest historykiem, o dorobku naukowym nie wspominając. Komentarze pod artykułem Piotra Jakuckiego rozpoczął internauta o pseudonimie „Bohun” informacją o publikacji przez agentofili KPN-SB materiałów rzekomo sensacyjnych świadczących o powiązaniu mojego ś.p. Ojca ze sprawą zabójstwa Emila Barchańskiego. "Bohun" to wielki człowiek - komendant Brygady Świętokrzyskiej. Podobnie jak "Grot" - komendant ZWZ. Obaj niestety od wielu lat nie żyją. Ich pseudonimy stały się łupem paru agentofili, którzy jak hieny okradli zamordowanych bohaterów z ich pseudonimów. . I tak jak TW Lech Robert "Leszek" Moczulski nosił opaskę AK nigdy nie należąc do tej organizacji, tak "Bohun", "Sowiniec" czy "Grot" udają tych, którymi nie są - agentofile SB nie mają nic wspólnego z działalnością niepodległościową. No, może poza aresztowaniami do których dochodziło dzięki ich ojcom chrzestnym. Dobrze jest mieć świadomość, że mamy do czynienia z atrapami opozycjonistów, którzy nie szanują naszej tradycji. „Bohun” internetowy to prawdopodobnie Mirosław „sędzia” Lewandowski – prokurent prowokatora SB TW Lecha Roberta „Leszka” Moczulskiego, który wielokrotnie wypowiadał się przeciwko tradycji czynu zbrojnego. „Grot” to zapewne komunistyczny Nikodem Dyzma Krzysztof Król – wieloletni asystent wielu agentów SB, zawsze lub prawie zawsze w stosunku pracy z agentami, czyli oficjalnie pobierający od nich pieniądze. Dlaczego wrogo nastawieni do polskiego czynu zbrojnego agentofile używają pseudonimów będących własnością naszych bohaterów? Czy nie prościej i uczciwiej byłoby nazwać się swojsko: „Geremek” ( Bronisław Geremek był opiekunem naukowym blisko 80 letniego agenta Moczulskiego, gdy ten robił habilitację na Uniwersytecie w Pułtusku) albo „Brystygierowa” ( szpicel Leszek Moczulski aktywnie wspierał frakcje stalinowską w MSW PRL. Jego pierwsze zatrzymanie w PRL miało związek z zabójstwem Bohdana Piaseckiego).
Ale wracam do
rzekomo sensacyjnej informacji dotyczącej mojego ś.p. Ojca – agenciaki
Moczulskiego wiedzą, że w sprawie Emila Barchańskiego prowadzone jest
śledztwo przez prokuraturę śledczą IPN i ich obowiązkiem jest ujawnienie
właśnie w prokuraturze wszystkiego o czym wiedzą. Niech więc to zrobią.
Dokumenty
upublicznione w sieci przez agentofili konfidentów SB TW „Lecha” Leszka
Moczulskiego i innych (m.in. TW „Historyka” Andrzeja Szomańskiego)
Mirosława Lewandowskiego i Macieja Gawlikowskiego są niespecjalnie
sensacyjne. Część z nich została ukradziona z mojej strony internetowej,
na której wisiały od wielu lat, inna część dotyczy mojego ś.p. Ojca (
http://www.sokolewicz.eu ) Gdy agentofil prosi o mnie o przyzwolenie pisania na stronie i reklamy linków do oficjalnych stron agenciaków i agentofili TW "Wolskiego" moja odpowiedź to krótkie nie. Może po dekomunizacji zmienię zdanie - w tej chwili miejsce agentów i ich asystentów nie jest przy moim stole, także dyskusyjnym. Wielkim błędem, także ze strony historyków IPN jest wspólny udział w imprezach, wraz z agenturą. Sprawa oficera SB Pękalskiego-Kotlarskiego i wydawnictwa Rytm (to wydawnictwo w którym TW Lech Robert "Leszek" Moczulski wydał swoją książczynę p.t. "Lustracja" ) jest na to dobitnym przykładem. IPN przez brak rozwagi nie tylko finansowała, ale i uwiarygodniała oficera SB, a dzisiaj podobnie postępuje wobec bandy KPN-SB. Agentofile nie są historykami, nie szukają też prawdy. Nie ma żadnego racjonalnego powodu aby okazywać im szacunek lub poparcie. A jednak zarówno władze państwowe, instytucje państwowe jak IPN pokazują się wspólnie z agentami i ich asystentami. Pierwsza "Czerwona Kapela" (1979) to Robert „Leszek” Moczulski TW Lech, Krzysztof Gąsiorowski TW Jerzy Rawicz, Stanisław Januszewski TW Aleksander Hołyński, Tadeusz Puczko TW Bolek, Apolinary Wilk TW Zenon, Marek Lachowicz TW Grzegorz Jankowski, Andrzej Szomański TW Historyk, Ryszard Nowak TW Krzysztof, Anka, Grej Ryszard Zieliński TW Marcin, Stefan Dropiowski TW Dunin, Bernard Koleśnik TW Marek Walicki, Józef Bal TW Tomek, Tadeusz Stachnik TW Tarcza: Tarnowski, Ryszard Jasiński, TW Jakubowski: Rysiek: Bukowski, Matylda Sobieska TW Andrzej. Po roku 1980 organizacja KPN-SB bardzo się rozrosła i wynosiła kilkudziesięciu funkcjonariuszy szybko werbujących nowych agentów. Jest to ciekawe pole działania dla historyków. Ale i bardzo niebezpieczne. Dlaczego wielu ludzi pozwala agentom i ich kontynuatorom na prowadzenie niczym nie skrępowanej działalności? Dlaczego nikt nie przepędził pachołków agentury: dlaczego Piotr Jakucki odpowiadał na pytanie agentofila, że nie kasował jego postu? Również przywódcy opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej pogodzili się już dawno z agentami u swojego boku. Najradykalniejsi znoszą byłych PZPRowców, ZSMPowców, Pronciaków u swojego boku. Agentofile czyli ludzie oficjalnie popierający agenturę SB jako „największych bojowników, których akta zostały sfałszowane” są przyjmowani przez przywódców opozycji i traktowani jak historycy w sporze historycznym. I zupełnie nikogo to nie dziwi. Dlaczego tak jest? Bo ludzie się boją. KPN-SB to kilkanaście, a może kilkadziesiąt politycznych mordów. Do najbardziej znanych należy mord na księdzu Popiełuszce w którym współdziałał agent KPN-SB Tadeusz Stachnik TW Tarcza. Jacek Żaba, bohater został ukazany jako osoba niezrównoważona psychicznie przez agentofila Macieja Gawlikowskiego. Przyjaciel agentów napisał o nim artykuł w którym opisał proces "przecwelania" Żaby w więzieniu. Śmierć Jacka Żaby została przez agentofila Gawlikowskiego przedstawiona jako samobójstwo. http://tomasz.sokolewicz.salon24.pl/306861,ja-zaba-niedokonczona-historia-jednej-maskirowki
W lokalu KPN w
Krakowie w latach 90 zginęła młoda kobieta…. I tak dalej. Dlatego politycy przysyłający mi prywatnie na konto gratulacje i wyrazy solidarności z powodu publicznego sporu z agentofilami TW Lecha Roberta „Leszka” Moczulskiego potrafią publicznie oświadczyć, że Moczulski „chyba agentem nie był” lub że „był agentem, ale przestał”. My z KPN wiemy: był i nie przestał. Wiemy, co widzieliśmy. Wiemy też co było potem. Boją się. Bo jeśli ktoś publicznie nazywa zmarłego gnidą, a jego tawariszcz życzy śmierci na publicznym forum internetowym to co może zrobić, gdy oficer prowadzący da mu rozkaz ?
O agenturze więcej: http://blogs.nowyekran.pl/post/46040,obywatel-niepodleglosc http://blogs.nowyekran.pl/post/46230,obywatel-niepodleglosc-armia-krajowa
PS. Pierwsza
reakcja na mój artykuł: Informuję Panów, że jeśli poniżej zalinkowana
notka nie zostanie usunięta, skieruję sprawę na droge prawną i postaram
się namówić do tego również inne osoby. Zaskarżę solidarnie autora oraz
Państwa platforme blogową. Z poważaniem Maciej Gawlikowski Każde słowo mojego artykułu jest prawdą. Nie zamierzam nic zmieniać, ani tym bardziej usuwać mojego artykułu.
|
|